Komentarze: 0
Oxford...
Dużo drzew. I wiewiórek - małych, szarych stworzonek, biegających między klonami, topolami, kasztanowcami.
Jeden jeż, przycupnięty o 22:30 pod drzewem na Gypsy Lane. "Dokąd tupta..."?
Nie chciał powiedzieć. Wystaszył się chyba, strasznie dygotał, jego malutkie serduszko musiało być małą elektrownią atomową przez te kilka chwil gdy tak staliśmy wokół i się przyglądaliśmy.
Szkoda że nie spotkałem go kilka godzin wcześniej. Wracałbym wtedy ze sklepu i podzieliłbym się z nim serem żółtym... "Szkoda, że nie ma, że ... ech, próżna mowa..."
Oxford...
Dobra, więcej drzew. Ale czym się różni od Domu? Czy wieje tu inny wiatr? Czy mleko inaczej tu smakuje?
Nie.
Ale o wiele łatwiej wpaść pod samochód.
Ale każde nowe drzwi są przeciwpożarowe. I strasznie mlaszczą.
Ale gniazdka w ścianie mają swoje własne włączniki, co w sumie jest całkiem niezłym patentem.
Ale połowa sprzedawców w sklepach ma ciemną skórę i obcy akcent, tak że czasem trudno zrozumieć należność.
Ale tak naprawdę niewiele osób w Polsce wie, że jak ktoś studiuje w Oxfordzie, to wcale nie jest to jednoznaczne ze studiowaniem na słynnym Oxford University. I może niech tak zostanie...
Jestem tu już dwunasty dzień. Zostało 69. Od dzisiaj tu, w tym miejscu, codziennie coś o Oxfordzie moimi oczami.
Płyta na dziś: Radiohead, Kid A, zwłaszcza kawałki 2 i 10. Podobno nawet Victor Wooten ostatnio ją polubił.